NOWA
ZELANDIA
W
podróży: 63 dni, strefa czasowa: +10h
Gdzieś
czytałam, że najdalej położonym miejscem od Polski jest Nowa
Zelandia. Dalej już się nie da pojechać, z każdego innego miejsca
jest bliżej. I rzeczywiście, patrząc na globus wydaje się to być
prawdą. Można więc stwierdzić, że rzeczywiście jestem na
drugim końcu świata.
|
Zimno i deszczowo ale fajnie - na pieszej wycieczce w Tongariro National Park; wyspa północna, Nowa Zelandia |
W drodze,
w samolocie A-320 linii Air New Zealand, puszczają nam wideo
bezpieczeństwa (jak zapiąć pasy, gdzie są wyjścia ewakuacyjne
itd.) ze sławnym Bearem Grylsem. Nagranie jest śmieszne i dla tych
co znają programy survivalowe Grylsa i je lubią polecam obejrzenie
sobie go na youtube. Air New Zealand ma również podobne nagranie w
samolocie latającym pomiędzy Auckland a LA, tylko tym razem tematem
jest Władca Pierścieni.
W Nowej
Zelandii jest początek zimy. Aż trudno uwierzyć, że tylko 4
godziny lotu i lądujemy w zupełnie innym klimacie. I dobrze, czas
odpocząć od tych upałów. Na szczęście nowozelandzka zima to nie
nasza polska i nasze kurtki jesienne (plus ciepłe bluzy i czasem
czapka) zupełnie wystarczają. Jest ok. 15 stopni, pochmurno i
deszczowo. Drzewa w kolorach jesiennych i właśnie czujemy, że to
bardziej jesień niż zima.
Do Nowej
Zelandii wracam po 5 latach, i mimo, że wtedy wyspa północna, do
której ograniczamy się z braku czasu, nie zrobiła na mnie
dużego wrażenia, teraz wzbudza we mnie zachwyt i zakochuję się od
pierwszego wejrzenia. Może to dlatego, że po kilku tygodniach byłam
już zmęczona plażą (nie przepadam), duchotą i gorącem i jak zobaczyłam góry i
jezioro (to bardziej moje klimaty) to od razu odżyłam.
Przed
przyjazdem miałam już w głowie ułożony plan, co chcę zobaczyć.
Kasia chętnie go zaakceptowała. Wypożyczamy samochód, bo tak
najprościej się przemieszczać. Dają nam nowego (11km na liczniku)
czerwonego, sportowego Forda ze strasznie skomplikowaną elektroniką,
do tego stopnia, że tracimy z 10 minut by wykombinować jak go
zamknąć.
|
Na planie filmowym Hobbitonu z Kasią; niedaleko Matamata, wyspa północna, Nowa Zelandia |
Zaczynamy
oczywiście od wizyty na planie filmowym Władcy Pierścieni – w
Hobbitonie. Po nakręceniu trzech pierwszych części Władcy, w
całej Nowej Zelandii nie pozostał żaden ślad po kręceniu.
Wszystkie dekoracje i plany zdjęciowe zostały rozebrane. Jednak
teraz po nakręceniu kolejnych trzech, w tym Hobbita, właściciel
farmy, na której zrobili plan zdjęciowy Shire dogadał się z
producentem - Universal Studio
- by wszystko zostawić i udostępnić turystom. Za 75NZD
można więc wybrać się na wycieczkę po Hobbitonie, gdzie wszystko
wygląda tak jak w filmie. Jest tu ponad 40 dziur hobbitow, jedne
zrobione w mniejszej skali, drugie w normalnej. Do niektórych można
wejść ale w środku nic nie ma.
|
Do niektórych dziur hobbitów można wejść ale w środku nic nie ma; Hobbiton, wyspa północna, Nowa Zelandia |
|
Widok na jezioro i w tle czynny młyn i pub, dostępny dla zwiedzających; Hobbiton, wyspa północna, Nowa Zelandia |
Przewodnik
lub w naszym przypadku przewodniczka, opowiada entuzjastycznie
ciekawostki związane z produkcją: na przykład drzewo, które
znajduje się na Bag Endzie nie tam wyrosło, zostało przywiezione z pobliskiej miejscowości, ale zanim to nastąpiło musieli je pociąć
na kawałki. Każdy kawałek dostał numerek, żeby potem było
wiadomo co idzie gdzie. Na miejscu całość złożono do kupy a
potem dorabiano sztuczne liście i malowano je ręcznie, każdy
inaczej. Ktoś zapytał o koszt całego przedsięwzięcia,
przewodniczka nie była w stanie powiedzieć, ale poinformowała nas,
że niektóre mniejsze krzaki i drzewa też były przywożone, tym
razem w całości, i że koszt przywiezienia jednego krzaka to 5 tyś
USD.
|
Najbardziej znane miejsce Hobbitonu - Bag End; plan filmowy LoTR, wyspa północna, Nowa Zelandia |
Na kilka
dni zatrzymujemy się nad jeziorem Taupo, niedaleko parku narodowego
Tongariro, w którym znajduje się słynny wulkan Mt Ngauruhoe (ponad
2000m n.p.m.), który robił za Mt Doom we Władcy Pierścieni. Pogoda
nam nie sprzyja i góra, wcześniej osnuta chmurami, pokazuje
się nam dopiero trzeciego dnia. Zachęcone nagłą zmianą pogody,
postanawiamy przelecieć się wodolotem i popodziwiać park i wulkan
z góry. Lot trwa godzinę. Trochę dziwnie startuje się z wody.
Najpierw lecimy nad jeziorem, potem nad parkiem. Widać szmaragdowe
jeziora i czerwony krater, na szczytach i w kraterach leży śnieg.
Widać też drogę, która przechodzi przez środek parku (Tongariro
Alpine Crossing), pamiętam jak nią szłam kilka lat temu.
|
Jezioro Taupo, w dali wulkany parku narodowego Tongariro. Ten w środku to Mt Ngauruhoe (Mt Doom); wyspa północna, Nowa Zelandia |
|
By zobaczyć Tongariro z góry wypożyczamy z Kasią wodolot; Taupo, wyspa północna, Nowa Zelandia |
|
Mt Ngauruhoe (Mt Doom) widziany z góry, z tyłu jezioro Taupo; Tongariro National Park, wyspa północna, Nowa Zelandia |
|
Wulkan oblatujemy dookoła i zaglądamy do krateru; Mt Ngauruhoe, Tongariro National Parl, Nowa Zelandia |
W śmierdzącej już 5km przed wjazdem do centrum Rotorurze (ze
względu na złoża siarki),
uczestniczymy w wieczorku Maoryskim. Opowiadają nam o zwyczajach,
historii, strojach, broni, jest pokaz tańców i śpiewu.
|
Pokaz Maoryski; Rotorua, wyspa północna, Nowa Zelandia |
Największe
wrażenie robi oczywiście sławna Haka – taniec przygotowujący do
walki, zawierający w sobie komiczne, groźne miny jak wytrzeszczanie oczu czy pokazywanie języka (w dzisiejszych czasach skróconą wersję haki można zobaczyć
np. na dowolnym meczu rugby, w którym gra Nowa Zelandia). Jest to
najfajniejszy pokaz na Pacyfiku, który ogladamy (podobne pokazy
widziałyśmy w każdym odwiedzonym kraju na Pacyfiku oprócz
Vanuatu: Fiji, Samoa, wyspach Cooka, Polinezji Francuskiej).
|
Pokaz Maoryski; Rotorua, wyspa północna, Nowa Zelandia |
Na koniec
jedziemy do Waitomo zwiedzić jaskinie, zamieszkałe przez glowworms
– owady świecące w ciemnościach.
Najpierw robimy lekką wycieczkę na łódce, jest cicho i
ciemno a glowworms wyglądają jak gwiazdy na niebie. Następnego dnia
zapisujemy się na black water rafting czyli bardziej ekstremalną
formę zwiedzania jaskiń. W kasku, w piance, z latarką na głowie
czeka nas najpierw zjazd 35 metrów w głąb jaskini na linie
(abseiling), potem przepłynięcie na
nadmuchanych kołach, wspięcie się na dwa wodospady i przedostanie
się na druga stronę ku wyjściu.
|
By dostać sie do jaskini zjeżdzamy na linie, 35m w dół; Waitomo Caves, wyspa północna, Nowa Zelandia |
Jest
zimno, bardzo zimno. Zimno jest jak trzeba rozebrać się do kostiumu
i założyć zimną, mokrą piankę. Potem jest jeszcze zimniej jak
już jesteśmy w jaskini. A nawet nie weszłyśmy do wody, która o
tej porze roku ma... 8 stopni!
Najgorszy
jest pierwszy kontakt z wodą i potem jak zanurzamy się całe, żeby
przepłynąć jakiś głębszy odcinek. Woda wlewa się za piankę,
dłońmi ledwo mogę poruszać, nogi mam zmarznięte. Wielokrotnie
przeklinam moment, w którym zdecydowałyśmy się na tę atrakcję.
Ale warto było, to prawdziwa przygoda i emocje duże. Dodatkowo, tam
na dole, czekając aż wszyscy zjadą do jaskini odbyłyśmy z Kasią
jedną z poważniejszych rozmów o życiu.
|
Nie zamarzłam w jaskini ale było blisko, adrenalina mnie trochę rozgrzała; Waitomo Caves, Nowa Zelandia |
Pobyt w
Nowej Zelandii kończymy mandatem. Dochodzimy do wniosku, że policja
w NZ chyba się nudzi bo dostajemy 40NZD dlatego, że w złą stronę
odwrócony był nasz samochód (niezgodnie z kierunkiem ruchu).