sobota, 4 maja 2013

Kamperwanem na północ

Dni w podróży: 26.

Z dziewczynami wypożyczamy kamperwana na kolejne 6 dni. Kamperwan wygląda jak duży ślimak, jest na 4 osoby. Mamy lodówkę, kuchenkę, zlew, czajnik, garnki i patelnię – możemy robić same jedzonko. Hurra!! Ja zajmuję łóżko na górze – jedyne, które na długość mi odpowiada, a Kasia i Iwo śpią razem na dole. Ogromną zaletą takiego kamperwana jest to, ze jak się dojeżdża wreszcie po całym dniu na kemping i jest się zmęczonym, nie trzeba rozkładać namiotu!

Nasz kamperwan jak ślimak; Australia

Pierwsza za kółko wsiadam ja, jako jedyna która ma doświadczenie w jeździe po lewej stronie i z kierownica po prawej. Jak mieszkałam w Szkocji, czasem wypożyczałam samochód na weekendowe wycieczki plus 5 lat temu przejechałam cala Nowa Zelandię w ruchu lewostronnym. Na szczęście to automat czyli odpada martwienie się o biegi.
Potem wsiada Kasia. Początkowo czujnym okiem patrze czy nie wjeżdża pod prąd, czy w dobra stronę skręca na rondzie, czy jedzie w miarę prosto po pasie, ale widząc, ze świetnie daje sobie rade, po kilku minutach odpuszczam. Czasem jeszcze włącza wycieraczki zamiast kierunkowskazu (bo to jest zamienione miejscami) ale poza tym bez problemu się przestawia na ruch lewostronny.

Z Kasią degustujemy wino; Hunter Valley, Australia

Pierwszy nocleg spędzamy na kempingu w Blue Mountains (Góry Błękitne). Mimo, ze w dzień było ciepło, noc jest tu strasznie zimna. Zakładam na siebie wszystko co wzięłam, włącznie z czapka i rękawiczkami ale wciąż się trzęsę i nie mogę za bardzo spać w nocy. Mam nadzieje, ze jak już podjedziemy trochę na północ to noce zrobią się cieplejsze...

Kolejnym przystankiem jest Hunter Valley, dolina słynąca z winnic i produkowanego tu wina. Wybieramy dwie mniejsze, rodzinne winnice, by zasmakować tutejszych wyrobów i może coś kupić do kolacji. W każdej właściciel opowiada nam trochę o ich produktach, rodzajach i daje nam po 5 małych porcji wina, i białego i czerwonego, by spróbować. Iwona nie pije wiec staje się automatycznie kierowca dzisiejszego dnia. Jest 11 rano a my z Kasia kończymy degustacje trochę wstawione! Kupujemy dwie butelki wina: jedno białe, drugie czerwone ale pite na zimno, i kończymy wycieczkę po winnicach.

Na drugim kempingu w nocy jest trochę cieplej ale wciąż dla mnie zimno wiec tylko pozbywam się czapki. Zanim jednak pójdziemy spać wybieramy się na spacer na plaże by pooglądać gwiazdy, napić się piwa i pogadać. Jest prawie pełnia wiec widoczność dość dobra. Na plaży pali się kilka ognisk, to tutejsza młodzież. Mamy ochotę się przyłączyć (ja chyba nigdy nie spędziłam wieczoru na plaży przy ognisku) ale jednak czujemy się trochę za stare.

Kukabura, kolejny kangur, kolejna papuga i dingo; Australia

Potem jest Byron Bay. Wesołe, imprezowe miasteczko, do którego zjeżdżają tłumy backpackersow, surferów spragnionych wysokich fal i tych, którzy chcą sobie podszkolić język angielski. Łatwo tu stracić poczucie czasu. Weekend zamienia się w tydzień, tydzień w miesiąc i zanim się obejrzysz jesteś tu znacznie dłużej niż na początku zakładałeś. Miasto tętni życiem, jest dużo restauracji, barów i kawiarni, ludzie siedzą w parkach i na plaży i ogólnie panuje atmosfera relaksu, błogości wakacyjnego szaleństwa.
Obok tutejszej latarni morskiej, znajduje się najdalej na wschód wysunięty punkt Australii. Spotykamy przy nim kangura i oczywiście robimy zdjęcia.


Latarnia morska i najbardziej wysunięty na wschód punkt Australii; Byron Bay, Australia


Brisbane zwiedzamy na rowerach. Moja noga po bieganiu w Melbourne jeszcze nie doszła do siebie, jest nadal spuchnięta i jak dużo chodzę to boli. Więc postanawiam dalej ją oszczędzać i stąd pomysł o rowerach. Dostajemy trochę starodawne rowery w interesujących kolorach: żarówiastym zielonym i takim samym czerwonym. Całość dopełniają kaski, które tutaj są obowiązkowe. Brisbane nie jest szczególnie piękne ale ma dużo ścieżek rowerowych, w tym jedną biegnącą na całej długości rzeki. Jest piękna pogoda, humory nam dopisują, trochę porządnego ruchu nam się na pewno przyda.

Rowerem zwiedzamy Brisbane; Australia


Z Hervey Bay ruszamy na dwudniową wycieczkę po Fraser Island. Jest to największa na świecie wyspa piaskowa. I mimo że podłoże, jak nazwa wskazuje, to piach, to na wyspie jest bogata roślinność. Drogi też są piaszczyste i jedynym sposobem poruszania się po wyspie jest jazda samochodem z napędem na cztery koła. Na wschodniej stronie wyspy znajduje się 75 milowa plaża (75-miles Beach), ciągnąca się przez całą długość wyspy od jej południowego krańca do północnego. Służy za tutejszą autostradę, są nawet poustawiane ograniczenia prędkości i zdarzają się kontrole policji. Oprócz wielu samochodów przemykających po niej i niewielu plażowiczów, na plaży można spotkać lądujące samoloty (bo to również lotnisko) i dingo. To dzikie psy zamieszkujące Australię i Nową Gwineę. Jest zakaz ich karmienia (grozi za to sroga kara). Z jednego z klifów udaje nam się zobaczyć rekina!

Na Fraser Island: wrak statku Maheno, tęczowe klify i gdzieś tam w tej głębinie pływa rekin; Australia

Nasza wycieczka to typowa masówka, nie jesteśmy pod jej wielkim wrażeniem. Za bardzo z nikim się nie zaprzyjaźniamy, choć w naszej grupie są kolejni Szwajcarzy. Jest też pewna Belgijka, młoda dziewczyna podróżująca po Australii stopem. Ma ze sobą cały swój bagaż i jesteśmy naprawdę pod wrażeniem, bo wozi ze sobą... hula hop. No cóż, ja wzięłam buty do biegania, co wywołało niemałe zdziwienie u niektórych, a ona hula hop. W końcu w podróży też trzeba dbać o linię.

Na Fraser Island autostradę stanowi plaża; Australia

Fraser Island; Australia
Potem ruszamy dalej na północ. Gdzieś tak w połowie drogi do Airlie Beach, naszego kolejnego większego postoju, zatrzymuje nas policja. Pan nas wypytuje skąd jesteśmy i karzą kierowcy – Iwonie - dmuchać w balonik. Iwona nigdy tego nie robiła a ja nigdy nie byłam tego świadkiem więc kiedy Iwona dmucha, ja zaczynam się śmiać. Nie mogę się powstrzymać. Pan policjant dziwnie się na mnie patrzy, pewnie myśli że se wypiłam.
Parę kilometrów dalej widzimy wypadek. Samochód uderzył w krowę stojącą na drodze. Auto skasowane, krowa ledwo żywa ale nikomu nic się nie stało. Miałyśmy szczęście bo to wydarzyło się tylko parę minut przed nami.

Przy drogach nie ma reklam więc można spokojnie podziwiać krajobraz za oknem, czasem zdarza się szyld McDonalda ale to bardzo rzadko. Za to często są znaki sugerujące postój. I quiz o Queensland by zwalczyć nudę. Najpierw stoi pytanie a za kilkaset metrów odpowiedz!

Już prawie miesiąc jestem w podróży. Strasznie szybko to leci. I jeszcze nie mam dość. Choć wkrada się powtarzalność dnia i Australia nie jest aż taka różna od Europy, to nadal czerpię dużą przyjemność z mojej drogi. Jednak mam nadzieję, że na Pacyfiku będzie trochę większy szok kulturowy.



Jezioro McKenzie i nasze cienie; Fraser Island, Australia