poniedziałek, 17 czerwca 2013

Kolorowa Samoa

SAMOA

W podróży: 58 dni, strefa czasowa: +11h

Na Samoa w hotelu witają nas świeżym napojem z kokosa; Apia, wyspa Upolu, Samoa


Samoa jest bardzo duszna i bardzo gorąca. Po wyjściu z samolotu to gorąco i ta wilgoć aż pozbawia nas oddechu. A myślałyśmy, że już cieplej być nie może.
Kolorowe lokalne autobusy; Apia, wyspa Upolu, Samoa
Samoa jest też bardzo kolorowa. Kolorowe stroje, kolorowe budynki, kolorowe autobusy. Mężczyźni chodzą w spódnicach (nawet policja) lub zawiązanych z przodu chustach, sięgających łydek. Podobno nic nie mają pod spodem, ale nie sprawdzałyśmy.Na górze przeważnie t-shirt, na nogach japonki lub boso. Kobiety podobnie, czasem widać je w spodniach lub w sukienkach, we włosach mają kwiaty. Ubiór bardzo konserwatywny. Nie ma odsłoniętych ramion ani kolan. Wszyscy uśmiechnięci, zagadują nas często: w samolocie, w autobusie, na ulicy, w restauracji. Niestety zadają w kółko te same pytania (skąd jesteśmy, na ile dni przyjechałyśmy, w którym hotelu śpimy) i po jednym dniu zaczynają nas irytować.

 Budynki wyglądają podobnie, bardzo dużo jest takich jakby dachów na palach z podłogą. Dają cień i są przewiewne. Przy tych temperaturach jest to rozwiązanie optymalne. W hotelach i resortach turystom oferuje się spanie w takim właśnie tradycyjnym budynku o nazwie fale. Można wybierać pomiędzy droższym, zamkniętym fale a tańszym, otwartym. Zamknięte ma ściany zrobione z liści palmowych, jest wciąż przewiewne i chroni przed deszczem. Otwarte nie ma ścian, dlatego dla turystów chcących spać w takim fale, właściciele zaczęli doczepiać plastikową folię, która normalnie jest zwinięta i niewidoczna ale rozkładana w czasie deszczu. Mimo, że folia spełnia swoją rolę, psuje zupełnie wygląd i sprawia, że w środku nie ma czym oddychać.
Te bardziej luksusowe fale są nowocześnie wyposażone: normalne łóżko, TV, łazienka. Jednak te, w których my śpimy (prawie każdej nocy) mają tylko materace położone na podłodze z moskitierami. I już. 

Nasze tradycyjne fale, jedyne wyposażenie to materace; wyspa Namu'a, Samoa

Bardziej tradycyjne fale, ze ścianami z liści palmowych; wyspa Savai'i, Samoa


Na Samoa znów nie możemy złapać zasięgu, z netem jest bardzo ciężko więc właściwie jesteśmy odcięte od świata na tydzień. Sklepy, poza stolicą Apią, są skąpą zaopatrzone, do tego stopnia, że pewnego razu odwiedzamy kilka by kupić piwo bo wszędzie już się skończyło.

Wodospad Sopo'aga; wyspa Upolu, Samoa
Po Samoa poruszamy się lokalnymi autobusami. Są tanie, porównywalnie szybkie do taksówki, jeżdżą dookoła obu wysp. Jednak kończą kursy koło 16 więc na dłuższe wycieczki wypożyczamy samochód. Co nas zaskakuje, to że wypożyczalnie nie mają w ofercie ubezpieczeń. Pytam się więc co się stanie jak spowodujemy wypadek, pan mówi: 'A kiedyś miała pani wypadek?', 'Nie' - odpowiadam, 'No to proszę się nie martwić, nic się nie stanie' – pan odpowiada spokojnie. Ciągnę jednak dalej: 'OK, ale co jeśli jednak ten wypadek spowodujemy i np. skasujemy samochód?', 'No to muszą panie pokryć koszt samochodu', 'A ile to?', '2 tysiące dolarów amerykańskich'. Nie jest to zaporowa suma i za bardzo nie mamy wyjścia więc ryzykujemy. 

 Część naszego pobytu upływa nam na zdobyciu pozwolenia na wjazd na Samoa Amerykańskie. Przed wyjazdem już zaczęłyśmy się za tym rozglądać ale nigdzie nie byli w stanie udzielić nam konkretnych informacji. Było to do tego stopnia śmieszne, że wiele instytucji nie rozróżniało Samoa od Samoa Amerykańskiego albo traktowało to drugie jak zwykłe terytorium USA i zapewniało, że na naszych amerykańskich wizach na pewno wjedziemy.

Samoańskie dzieci spotkane w autobusie; Apia, wyspa Upolu, Samoa

Na Samoa wcale nie jest lepiej. Z różnych stron płyną do nas sprzeczne informacje, czy w ogóle pozwolenie potrzebujemy, i jeśli tak, to co trzeba zrobić i dokąd się udać by je dostać. Udaje nam się nawet zdobyć jakiś numer faksu, na który trzeba wysłać kopie paszportu i biletów, co robimy, ale nie dostajemy żadnej odpowiedzi. Ja w pewnym momencie proponuję, żebyśmy po prostu leciały i martwiły się na miejscu. Kasi za bardzo się pomysł nie podoba więc kończy się na tym, że rezygnujemy i postanawiamy zamiast tego lecieć do Nowej Zelandii 2 dni wcześniej.

Jedno z moich śniadań, niestety papaja mi nie podeszła; Savai'i, Samoa

4 komentarze:

  1. wreszcie wpis, już się nie mogłem doczekać :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też! Brak wieści przez 2 tyg - jak tak można!
    :D
    ;)

    Ale tam pięknie.... a relacja i tak spóźniona, więc proszę nadgonić zaległości.

    Ajwo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z netem ciezko na Cooku bylo, na Polinezji wcale nie lepiej. Ale juz nadganiam ;)

      Usuń
    2. Ajwo, zgubilas Paja ;)

      Usuń